1 Rozdział mojej książki ( jakby co może jeszcze ulec zmianom

Sortuj:
Chocolate-brownie

Spoko - sporo błędów interpunkcyjnych, i chyba tylko to bym poprawiła :⁠^⁠) Myślę, że wyjdzie z tego znakomita książka.

Dawid753

Thanks , nie raz przy interpunkcji wysługuje się chatem gpt ale widać nie wychwycił, w wolnym czasie spróbuje poprawić

Wiktoria0107

Ja się znam na ortografii mniej więcej, ale interpunkcja to co innego wink

Dawid753

Mam pytanie czy ja mam tu wysłać wam drugi rozdział?

Dawid753

Rozdział 2: TOPAZ - 30

Tajny Obiekt Polskiej Agencji Zorza numer 30

Gdyby ktoś zapytał mnie 16 stycznia roku 2027, na jakiej podstawie zbudowano świat , z pewnością odpowiedziałabym , że twórca upodobał sobie świat na czerwono ( nie zielono) .Obudziłam się tego dnia w czerwonym pokoju , leżąc na czerwonym łóżku. Przeciągnęłam się , po czym ziewnęłam siarczyście , nie chciałam zrywać się z łóżka mimo, że musiałam to zrobić. Założyłam moje rubinowe tenisówki , które były lekko za małe na moje stopy , po czym podeszłam do czerwonych drzwi. Stanęłam w pobliżu ,wyciągnęłam rękę do przodu, zatrzymując ją na sznurku przymocowanym do dzwonka ,po czym zamachnęłam się. Odezwało się irytujące :" ding dong" ,zaraz potem usłyszałam kroki na korytarzu. Ktoś w czerwonym kombinezonie otworzył drzwi od drugiej strony elektroniczną kartą . Taszczył wózek z tackami ponumerowanymi od numeru jeden do trzydzieści sześć. Podał mi tackę z numerem 30 , po czym opuścił mój pokój zatrzaskując drzwi . Towarzyszyło temu znajome moim uszom "pip", sygnalizujące zamknięcie pokoju. Oznaczało to , że do momentu pojawienia się mojego nauczyciela który też miał kartę, ten pokój nie będzie miał żadnego nowego gościa. Spojrzałam na tackę, na której znajdowały się trzy musy, podpisane kolejno : "Herbata z miodem" , "Płatki kukurydziane z mlekiem" oraz " chleb z serem i rzodkiewką". Zaczęłam je spożywać z ekscytacją na myśl o dzisiejszym dniu. Dzisiaj przypadał dzień Zorzy , najważniejszy dzień w życiu każdej z nas .To dzień na który profesor przygotowywał nas całe nasze życie. Kończąc jedzenie usłyszałam kroki na korytarzu sugerujące , że muszę się pospieszyć . Pół minuty później nauczyciel w eskorcie pięciu ludzi odprowadzili mnie do profesora , zazwyczaj miała bym wtedy lekcje z profesorem ale z okazji tego wyjątkowego dnia sprawy wyglądały inaczej. Weszłam do sali z moją obstawom po czym zajęłam miejsce przy stoliku numer 30 odpowiadającemu mojemu imieniu TOPAZ - 30. Rozejrzałam się po dobrze znanej mi czerwonej sali z 12 stołkami od 25 do 36.Niektóre miejsca były już zajęte przez dziewczynki w moim wieku .Spojrzałam na lewo i zobaczyłam moją jedyną przyjaciółkę Ewę . Spojrzałyśmy na siebie z tą samą determinacją( wreszcie starsze roczniki nie będą na nas patrzyły z góry). Chwilę później wszystkie miejsca przy stoliczkach były zajęte. Na sale wszedł profesor w białej brodzie i okularach , na oko miał metr dziewięćdziesiąt . W porównaniu do niego byłyśmy małymi mrówkami którym on próbował wpoić jak wygląda świat(teraz gdy wam to opowiadam wiem ,że to wszystko to jedno wielkie kłamstwo i jest mi wstyd. Jak ten człowiek mógł nas wszystkich tak oszukiwać a później kłaść się spać bez wyrzutów sumienia).

- Dzień dobry, moje drogie dzieci .Dzisiaj jest dzień na który wszyscy czekaliśmy dzień Zorzy.

Profesor powiedział nam ,że dzisiaj zajęć nie będzie, natomiast wieczorem spotkamy się na inicjacji każdej z nas. Żadna z nas nie wiedziała o co chodzi, i tak miało pozostać dużo dłużej niż sądziłam. Wieczorem obudził mnie nauczyciel który oznajmił ,że zaprowadzi mnie do sali numer 13 ( sali, do której nie miałyśmy dostępu).Weszłam do ciemnej sali po czym nauczyciel mnie zamknął na klucz( wtedy zrozumiałam ,że to była pułapka).

Dawid753

www.chess.com/pl/blog/Dawid753/luna-poczatek-saga-siedmiu-swiatow cześć będe publikował na forum i na blogu w celu by ci co już znają książke nie musieli szukać i na forum dla osób które jeszcze jej nie znają

Dawid753

Rozdział 3 : Cień ,który padł na Kalisz.

Łucjan Kleczewski

Ludzi uspokajają różne rzeczy , w moim przypadku jest to dźwięk maszyny do pisania. Wiem , co powiecie (staromodne , boomerskie ) , cóż właśnie dlatego to lubię. Tak samo jak stare filmy z Jamesem Bondem . Jestem agentem FBI od dwóch lat i od 10 wiosen nie byłem w Polsce aż do wczoraj. Wysłali mnie na jakieś zadupie z myślą ,że się mnie pozbędą ci wszyscy bufoni co zaraz będą na emeryturze ale młodym nie chcą pozwolić się rozwinąć.

- "Stacja Kalisz" - usłyszałem z głośników w pociągu. Oznaczało to ,że dotarłem do celu podróży. Moim zadaniem było wyjaśnić sprawę jakiejś dwójki zaginionych dzieci. Miałem zamiar załatwić tą sprawę do końca tygodnia był dzisiaj poniedziałek a , w niedziele chciałem być już w Londynie i składać sprawozdanie na moim ciepłym stołku i czekać na jakieś ciekawe zlecenia a ,nie spraw chłopców którzy pewnie zgubili się w lesie czy coś.

Wyszedłem z pociągu , po czym udałem się w kierunku posterunku policji - miała to być moja nowa , chwilowa siedziba. Miałem też zezwolenie by przejąć stery nad całą tamtejszą policją co oznaczało że , około czterystu wyjadaczy pączków będzie na skinienie mojego małego palca.

Zdziwiło mnie to ,że już było ciemno na ulicach nie było żywego ducha. Była godzina 20. W Londynie o tej porze panuje największy ruch. Tak czy inaczej kontynuowałem marsz do momentu gdy zaczepiła mnie pewna trójka facetów. Jeden z nich miał w ręku scyzoryk , a reszta pałki bejsbolowe. Wyglądali na typowych kiboli , wysocy z szerokimi barami , ale z wyrazem twarzy który sugerował mózg wielkości kostki toaletowej.

- Ej, ty wyskakuj z kasy. - zakrzyknął ten z scyzorykiem ( pewnie szef, tych trzech ogrów).

- Chłopaki , nie chcecie kłopotów zmykajcie bo jeszcze się zdenerwuje. - odpowiedziałem , z udawaną pogardą ( w głębi duszy mimo, że jest to nie etyczne liczyłem na bójkę uznałem ,że już będzie to najciekawsze co mnie tu czeka).

Rybki połknęły haczyk. Osiłek wysunięty na lewo zamachnął się kijem bejsbolowym, ale nim zdążył trafić, ja już go miałem. W jednej płynnej chwili uniosłem ręce, złapałem kij za rękojeść i wykręciłem z jego ręki, niemal w tym samym momencie odpychając go mocnym kopnięciem w pierś. Z głośnym uderzeniem upadł na asfalt, a kij potoczył się na bok.

W tym samym momencie facet z scyzorykiem zbliżył się do mnie na krok. Chciał spróbować trafić mnie w głowę, ale zanim zdążył zamachnąć się, zrobiłem krok w bok i kopnąłem go z całej siły w żuchwę. W sekundę później poczułem, jak jego ciało wykręca się do tyłu, a scyzoryk wpada do rynienki obok nas.

Trzeci widząc co robię z jego kolegami wycofał się taktycznie ( uciekł).Jego koledzy po chwili poszli w jego drogę , a mi nie zależało już na tym by za nimi gonić .

Po dziesięciu minutach znajdowałem się na ulicy Kordeckiego gdzie mieścił się gmach policyjny. W szedłem do budynku ,i rozejrzałem się w poszukiwaniu sekretariatu. Poczułem zapach farby , świadczący o pracach remontowych. Znalazłem napis "sekretariat" na lewo ode mnie , gdzie się udałem.

– "Proszę pana, ja nie żartuję. Jechałam za tą panią, co miała dzisiaj wpadek, i powtarzam panu, uderzyło w nie jakieś monstrum. Przypominało zwierzę" - krzyczała jakaś wariatka , więcej nie usłyszałem bo policjant ją gdzieś zaprowadził . Mam nadzieje , że moja sprawa nie jest też wyssana z palca tak jak opowieść tamtej blondwłosej dziewczyny.

Podszedłem do pani za okienkiem i za pytałem: "Kto tu jest szefem".